Tuż przed porannym promem, który zabierze nas z wyspy Lošinj do Rijeki, jednego z największych portów w Chorwacji, siadam z Ivaną, właścielką naszego apartamentu i popijając lokalne wino rozmawiamy o życiu. Ivana jest prawdziwym wyspiarzem, urodziła się na tej wyspie jeszcze wtedy kiedy był tu szpital. Tu też dorastała, chodziła do szkoły, a teraz pracuje. Mówi, że nigdy nie chciałaby stąd wyjechać, że to jest jej miejsce na ziemi i wcale jej się nie dziwię.
Sezon turystyczny nie trwa tu bardzo długo. Zaczyna się w czerwcu, a kończy z początkiem września. Na wyspę trzeba dopłynąć, bo leży daleko od lądu. A promy pływają tylko raz dziennie. Kiedy zaczyna się mniej spokojny okres na morzu i przypływają chłodniejsze prądy nikt się tu nie pcha. Wyspiarze cenią sobie ten wielomiesięczny spokój. Pracują wtedy krócej, a wolny czas poświęcają rodzinie i przyjaciołom. Większość restauracji czy kawiarni jest wtedy zamkniętych. Chodzą więc do siebie na kawę czy wspólne gotowanie bez specjalnego anonsowania się i ceregieli, często nawet w piżamach i szlafrokach. Z początkiem jesieni wyruszają na połowy mątw i przygotowują się do zbioru oliwek. Na wyspie jak to na wyspie – nie ma prawdziwych zim. Najchłodniejszy jest luty. Wtedy trochę marzną i dogrzewają się kominkami. Jak chłód im nie doskwiera wędrują po swojej wyspie lub sąsiadującej Cres, z którą połączeni są mostem. Wzdłuż całej linii brzegowej Lošinj ciągną się ścieżki spacerowe. Te najbardziej uczęszczane mają latarnie, które zapalają się tylko wtedy kiedy wyczują ruch. Inaczej natychmiast gasną. To jedno z tych ekologicznych rozwiązań, które rzuciło mi się w oczy od razu jak tylko przypłynęliśmy na wyspę. Drugie to bardzo niewielka ilość śmieci czy to na lądzie czy w morzu. Faktem jest, że nie ma tu tłumu turystów. Mam wrażenie, że dopływają tu głównie Ci ceniący prostotę życia i położenie z dala od przetartych ścieżek. Jest jednak jeszcze coś. Na każdym publicznym koszu na śmieci widnieje naklejka z żółwiem z napisem w języku angielskim – PLASTIC KILLS SEA TURTLE.
Na wyspie funkcjonuje też Instytut Blue World zajmujący się przede wszystkim ochroną żyjących w Adriatyku delfinów butlonosych, ale też żółwi i innych zagrożonych gatunków morskich. To dzięki nim wiemy, że nie powinniśmy ulegać turystycznej modzie na wyprawy łodzią motorową w celu poszukiwania delfinów w okolicznych wodach. W okresie wakacyjnym delfiny mają młode, które przystosowują się przez kilka tygodni do samodzielnego życia. Poza tym odgłosy łodzi motorowych wprowadzają je w stres i zaburzają system echolokacji, które delfiny używają do poszukiwania pokarmu, odnajdywania swojej rodziny i porozumiewania się. Dzięki specjalnemu pomieszczeniu akustycznemu mieliśmy szansę usłyszeć dźwięki jakie dobiegają je, kiedy przepływa nad nimi motorówka. Brzmi to strasznie, po kilku minutach mam wrażenie, że zwariuję jeśli dalej będę tego słuchać.
W tej sytuacji przestaje mnie dziwić, że w rozmowie z lokalnymi ludźmi nie muszę tłumaczyć czym jest zrównoważony rozwój. Kiedy słyszą słowo SUSTAINABILITY ożywiają się. W końcu dowiaduję się, że wyspa Lošinj dostała 2gą nagrodę wśród 100 najlepszych miejsc o zrównoważonym rozwoju w ramach basenu Morza Śródziemnego na rok 2018 – SUSTAINABLE DESTINATIONS 2018. Jako założyciel GREEN HOTELS INDEX, który promuje zielone podejście w turystce czuję, że trafiłam do raju.
Na wyspie nie potrzeba wiele do szczęścia. Człowiek syci się przyrodą wokół i głęboko oddycha niesamowitym powietrzem. Wiedzieli o tym wiedeńscy lekarze Habsburgów, którzy odkryli, że Lošinj ma mikroklimat dobry dla wszystkich, którzy mają problemy z układem oddechowym. Bryza z krystalicznych wód Adriatyku w połączeniu z olejkami eterycznymi z iglastych lasów środka wyspy i rosnących wszędzie ziół daje niepowtarzalny aromat. Do tego brak jakiegokolwiek truciciela przemysłowego i niewiele obszarów miejskich. Wzdłuż brzegu wyspy przycupnęło dosłownie kilka niewielkich miasteczek, gdzie odbywa się ograniczony ruch samochodowy ze względu na specyfikę tego miejsca. Wyspa Lošinj to pozostałość zatopionych gór. W związku z tym każda ścieżka czy raczej wąska uliczka idąca w głąb wyspy oznacza pięcie się w górę. My poruszamy się na piechotę, ale można ewentualnie wybrać rower, albo elektryczne hulajnogi z siedzeniem. Nota bene pierwszy raz widziałam tam taki pojazd. Nieliczni używają skuterów lub najmniejszych i najwęższych z dostępnych na rynku samochodów.

Lošinj to też egzotyczny raj złożony z roślin przywożonych przez wieki przez żeglujących po różnych zakątkach świata wyspiarzy, którzy sadzili je w swoich ogrodach. Rosną tu olbrzymie agawy, wielkie kaktusy, drzewka pomarańczowe i cytrynowe, intensywnie pachnące figowce, palmy daktylowe i wiele innych. Uprawia się tu też oliwki i przeróżne zioła. Wyspiarze mówią, że mają około 200 roślin leczniczych na wyspie. I jestem w stanie w to uwierzyć.