Już w najbliższą sobotę może otrzymać Britain’s TOP DESIGNER AWARD i z pewnością mu się to należy. W końcu nie każdy w odpadzie jakim jest plastikowa butelka po mleku widzi materiał na oszałamiającą biżuterię. Przede mną odkrył kulisy jej powstawania.
Przypominam sobie podróż Meghan i Harrego po Australii i Nowej Zelandii i co chwilę nagłówki gazet piszące o projektantach, czy markach ubrań które włożyła Markle. Wszystkie łączyła jedna bardzo ważna koncepcja w modzie tzw. SUSTAINABILITY, czyli moda stworzona w sposób zrównoważony, z poszanowaniem ludzi pracujących przy niej na każdym etapie jej powstawania, a także zasobów planety potrzebnych do jej produkcji i transportu.
Szkoda, że Meghan nie miała okazji założyć naszyjnika od Marcina Giebułtowskiego, projektanta biżuterii modowej powstałej z odpadów. Na pewno spodobał by się Australijczykom, a zwłaszcza Clare Press, redaktor Vogue Australia ds. Sustainability.
Nie widzieliśmy się z 8 lat, ale po ostatnim spotkaniu wiem, że spotkaliśmy się znowu we właściwym czasie. Marcin był zawsze artystą, który tworzył niesamowitą biżuterię. Kiedy wpadłeś do kawiarni i zobaczyłeś wianuszek kobiet wokół 1 faceta, które piały przekazując sobie z rąk do rąk cuda, które przynosił, to musiał być Marcin
Tym razem przeszedł samego siebie tworząc kolekcję z plastikowych butelek po mleku, które celowo zbierał z kilku miejsc w Londynie.
Pomyślałam, że chcę o nim napisać, o jego drodze do zero waste i bardzo pięknej, diznajnerskiej kolekcji z odpadów. Nie tylko pod kątem Meghan, ale każdego z Was. A, że lubię wywiady, macie rozmowę jakiej jeszcze nie było w żadnej z mainstreamowych gazet.
Jak to się stało, że zająłeś się w życiu robieniem biżuterii?
Jako dziecko zawsze bardzo dużo ‚robiłem rękami’ – grzebałem w ziemi pod domem czy na działce, zbierałem i suszyłem najróżniejsze rośliny, zbierałem buteleczki, słoiczki,kamyki, różne rodzaje piasku (do morza było niedaleko). Do tego plastelina, glina… i dużo wyobraźni. Plus odziedziczone pewnie po mamie zdolności manualne. I pragmatyzm zodiakalnej Panny – najlepiej robić coś przydatnego. Przez wiele lat to była zabawa, która potem zaczęła przeradzać się w pracę, aż do „pełnego etatu”. Jakoś niechcący stałem się pierwszym w Polsce projektantem biżuterii modowej, pierwszy raz moja biżuteria ukazała się latem 1999 roku w ‚Wysokich Obcasach’ – wtedy biżuteria to był głównie ‚pierścionek z oczkiem po babci’.
W którym momencie stwierdziłeś, że chcesz robić biżuterię z odpadów? I dlaczego wybrałeś butelki po mleku i jednorazowe kubeczki jako materiał do obróbki?
Różne rzeczy z odpadów robiłem w zasadzie zawsze, biżuterię też. Pamiętam m.in. naszyjnik z glinianych rurek znalezionych gdzieś na łące, czy bukiet z pięknych wielokolorowych skrawków stali z jakiejś fabryki. Plus oczywiście niezliczone ilości naszyjników i bransoletek zrobionych z materiałów biżuteriowych z odzysku. Ale tak na poważnie to zacząłem w Londynie, pracowałem w niedużej sieci kiosków z kawą i zacząłem się przyglądać butelkom po mleku. Przyniosłem parę do domu i potem musiałem szybko zacząć je zbierać w większych ilościach. Miałem szczęście, bo te konkretne butelki są z plastiku o idealnej grubości – nie za grube (trudno byłoby ciąć ręcznie) i nie za cienkie – elementy szybko by się deformowały. Podobnie z przezroczystym plastikiem z następnej kolekcji – łatwo dostępny (kolejna praca), łatwy w obróbce, i co ważne przezroczysty, więc łatwy do recyklingu. Obie kolekcje pewnie nie będą wieczne i kiedyś je trzeba będzie zrecyklingować albo przetworzyć.
Ciekawi mnie ten proces przetwarzania butelki po mleku w naszyjnik. Opowiesz mi po kolei jak to się robi?
Robienie takich kolekcji jak moje, obie recyklingowe to praca dla osób cierpliwych i świetnie zorganizowanych. Samej kreatywności jest w tym tak na dobrą sprawę niewiele. Opowiem, jak powstawała biała kolekcja. Najpierw butelki trzeba było zebrać – codziennie, bo nie ma gdzie ich przechowywać. Po pracy na rower, w garść wielki worek, do domu z pełnym workiem, każdą butelkę trzeba wypłukać i zostawić do odcieknięcia. Potem butelki na stos, żeby czekały na swoją kolej. A potem przychodzi do głowy pomysł i zaczyna się cięcie. Do kolekcji zużyłem pewnie z tysiąc butelek, każdą pociąłem na jakieś 10 do 15 części. Pocięte części lądują w specjalnym pudełku, a jak się zapełni, to do pralki i szybkie pranie na 30 stopni. Ręczne dokładne mycie okazało się męczące i wymagało dużej ilości detergentów i pewnie bym zwariował, gdyby nie pralka. Po praniu suszenie na słońcu lub po prostu na dywanie lub na łóżku. Czyste i suche elementy wędrują do odpowiednich pudełek i albo czekają na wykorzystanie albo od razu coś z nich powstaje. Bardzo romantyczne i kreatywne, prawda? Taka bardziej sortownia listów niż magiczne atelier artysty.
Jesteś człowiekiem żyjącym zgodnie z zasadami ‘zero waste’ czy to przyszło po tym jak zacząłeś obrabiać odpady, czy odwrotnie? Najpierw był zero waste, a potem biżuteria upcyklingowa?
Życie niskośmieciowe jak ja je nazywam to proces stopniowy, nieustająco coś zmieniam lub eliminuję, żeby śmieci było jak najmniej. W sumie dopiero od niedawna tak żyję, to przyszło z doświadczeniem i nieustannie poszerzaną wiedzą. kiedyś głównie skupiałem się na recyklingu, ale od kiedy przyjąłem zasadę ‚nic do recyklingowania’, skupiam się na redukcji ilości produkowanych odpadów. Na pewno sporą rolę odegrała tu moja biżuteria, bo jeśli spędza się w sumie półtora roku na robieniu kolekcji z plastików z odzysku to dziwne byłoby, gdyby nie zmieniło to sposobu mojego myślenia. A jeśli chodzi o ubrania to zawsze byłem minimalistą i miałem kilka par spodni i kilkanaście jednakowych tshirtów plus dwa lub trzy swetry i już. Butów najwyżej 5 par na raz, bo inaczej nie pamiętam, co mam.
Jak żyjesz na co dzień, żeby wytwarzać jak najmniej odpadów?
Nie kupuję niepotrzebnych przedmiotów, używam rzeczy solidnych i trwałych. Produkty żywnościowe staram się kupować luzem albo w opakowaniach łatwych do recyklingu i prędzej nie kupię, niż kupię, jeśli mam wątpliwości – np. dotyczące recyklingu opakowania czy strony etycznej produktu. Przestałem też wreszcie kupować napoje w butelkach, co dla osoby niegdyś uzależnionej od Pepsi Max jest poważnym osiągnięciem, nie kupuję już indywidualnie pakowanych słodyczy, praktycznie nie jem już mięsa. Zawsze mam przy sobie butelkę na wodę, bambusowe sztućce, woskowijkę i dwie torebki bawełniane. Do pracy, ale też i w podróż gotuję i zabieram ze sobą własne jedzenie – mam dzięki temu kontrolę nad tym co jem, ale i unikam naczyń i pojemników jednorazowych. Gotuję prosto i szybko, żeby nie marnować czasu i energii.
Marcin, dziękuje z rozmowę i trzymam kciuki za BRITAIN’S TOP DESIGNER AWARD!
Super
PolubieniePolubienie
Dzięki! Cieszę się, że spodobał Ci się wywiad:) Polecam też wywiad z Daną Cohen. Marcin i Dana idealnie rozumieją pilną potrzebę tworzenia zero wastowej mody
PolubieniePolubienie