Jak co roku w listopadzie czarna tablica z reklamą Black Friday atakuje nas z każdej strony. O co w tym chodzi? Dlaczego właśnie tego dnia mamy dać się ponieść szaleńczej konsumpcji? Kto wymyślił czarny piątek i po co?
Zjawisko Black Friday, jak wiele innych, przywędrowało do nas ze Stanów Zjednoczonych. W pierwszy piątek po Dniu Dziękczynienia wiele punktów sprzedaży czynnych jest w dodatkowych godzinach, niekiedy nawet całą dobę, oferując jednodniowe okazje i zniżki. Czarny piątek wyznacza początek świątecznych zakupów i jest często najbardziej dochodowym dniem dla sprzedawców w całym roku. Ludzi ogarnia zakupowa histeria, dają się wkręcać w maszynę reklamy, która przekonuje ich, że ta okazja więcej się nie powtórzy zwłaszcza, że za moment są święta kiedy wzajemnie obdarowujemy się prezentami, które warto kupić już teraz w atrakcyjnej cenie. Pytanie tylko jaką naprawdę cenę płacimy za to szaleństwo.
W Polsce obniżki cen towarów nie są aż tak atrakcyjne jak w Stanach, wahają się między 20-40 procent, a mimo to i u nas z roku na rok rośnie liczba klientów skuszonych niższą ceną. Czy naprawdę potrzebujemy tych wszystkich rzeczy, kolejnych ciuchów, kolejnych gadżetów, kolejnych dekoracji itd.? Popyt napędza podaż i tak to się kręci.
Jako klienci szukający kolejnych tanich okazji powinniśmy mieć świadomość, że masowa produkcja w gruncie rzeczy śmieciowych produktów, o krótkotrwałej przydatności, wpływa na nasz świat. Naukowcy, uważni ludzie biznesu i kościoła alarmują, a my sami coraz częściej też dostrzegamy, że poprzez niekontrolowaną działalność ludzką giną całe ekosystemy, że zasoby Ziemi niebezpiecznie się kurczą, że klimat w różnych zakątka świata zmienia się diametralnie. Jeśli nie wyhamujemy z konsumpcją, może jeszcze nie my, ale kolejne pokolenia dostaną planetę niezdolną do dalszego życia. Już w trakcie moich studiów archeologicznych jeden z profesorów podkreślał, że odkrywcy naszej cywilizacji dokopią się tylko do śmieci. Czy to chcemy po sobie zostawić?
Przy okazji postu na temat Tygodnia Recyclingu pisałam o kosztach produkcji jednego T-shirta. Ten przykład mocno do mnie przemawia, gdyż w prosty sposób zestawia 2100 litrów wody potrzebnych do produkcji dosłownie 1 koszulki z 3-letnim zapotrzebowaniem na wodę do picia dla 1 człowieka. Dlatego coraz bardziej przychylam się do idei garderoby kapsułowej z ang. capsule wardrobe, gdzie zasadą jest -im mniej, tym lepiej. Z założenia podstawą garderoby są ubrania klasyczne, eleganckie i ponadczasowe w kilku bazowych kolorach, dobrej jakości i dodatkach, które nadają indywidualny charakter. Kapsuła jest zazwyczaj sezonowa, z przejściem niektórych elementów garderoby na kolejny sezon. Stworzenie takiej garderoby polega na skompletowaniu 25-30 codziennych ubrań i akcesoriów (pomijając ubrania na specjalne okazje i sportowe). Należy wybrać 1 – 2 bazowe kolory, którymi są czarny, biały, brąz, szary i granatowy, oraz 2 – 3 akcentowe kolory (jaśniejsze lub mocniejsze od bazowych). Ważne jest, by wszystkie elementy ze sobą współgrały, łącznie z butami i dodatkami, dlatego należy uważnie wybierać odcienie (ciepłe albo zimne, w zależności od typu kolorystycznego) oraz dopasowanie do typu sylwetki. Co ciekawe na tym bazuje od lat garderoba mężczyzn. Trzeba ja tylko teraz przekuć na damską wersję. Słyszałam kiedyś, że pomocne przy zakupach ubrań jest zapytanie samego siebie czy założę daną rzecz więcej niż 30 razy, jeśli odpowiedź brzmi tak, wartą ją kupić.
Co do różnego rodzaju sprzętów, które wydaje nam się, że musimy posiadać w coraz nowszej wersji, warto spojrzeć na Szwecję. Szwedzi wprowadzili właśnie ulgi podatkowe dla wszystkich, którzy zamiast kupować nowe sprzęty, czy nawet ciuchy, oddają je do reperacji. Podatek działa w obie strony. Korzystają na tym i klienci i Ci, którzy naprawiają ich sprzęty. U nas na razie takiego podatku nikt nie wprowadza, ale dzięki takiemu podejściu możemy sami zaoszczędzić, a także pomóc na nowo rozwinąć się sektorowi drobnych, a jakże pożytecznych usług. Istnieją już wyspecjalizowane usługi jako choćby renowacji butów. Dokładna renowacja buta to koszt o co najmniej połowę mniejszy niż kolejnej pary, którą kupili byście nawet za okazyjną cenę. Przy światowej produkcji na poziomie 24 miliardów butów rocznie i założeniu, że but bardzo trudno poddać recyclingowi, dobrze jest wstrzymać się przed impulsywnym zakupem kolejnej pary.
Sprzęty też można naprawiać. Są przecież wyspecjalizowane punkty serwisowe. Jest też sektor usług niszowych, który w Polsce nie zginął. Zawsze da się znaleźć pana Złotą Rączkę, jak nie poprzez ogłoszenie w sieci, to z polecenia znajomych. Można też nauczyć się różnych rzeczy samemu. Powstaje coraz więcej inicjatyw jak Wióry lecą, gdzie można nauczyć się renowacji swoich mebli.
Przez ostatni rok ‚zafiksowania’ na slow ułożyłam sobie wiele w głowie, dlatego choć kusi mnie Black Friday, nie dam się wkręcić!
O mamo, spodziewałam się zupełnie innego posta! Już miałam w głowie porównania cen przed i po „promocjami” 😉 A tu proszę, zaakakujesz! Super, że zwracasz uwagę na troskę o Ziemię. Potrzebujemy więcej takich ludzi!
PolubieniePolubienie
Cieszę się, że Cię pozytywnie zaskoczył mój post. Mam świadomość, pewnie ciut ponadprzeciętną, że konsumpcjonizm pożera nas samych i planetę, na której żyjemy. Trzeba o tym mówić
PolubieniePolubienie