Nie minął jeszcze tydzień kiedy gryzący w oczy i piekący w gardle dym z palącej się w Warszawie, na dolnym Mokotowie sortowni śmieci rozszedł się szczególnie po dzielnicy Wilanów ze względu na wiejący w tym kierunku wiatr. Ci, co nie doświadczyli tego nie wiedzą jak bardzo toksyczny był to dym. Obudziliśmy się w nocy myśląc, że pali się nasz dom tak bardzo intensywnie odczuwalny był swąd. Nerwowo szukaliśmy informacji o pożarze w internecie. Nie paliła się elektrociepłownia, ale sortownia śmieci kawałek dalej. Po przeczytaniu wiadomości sprawdziłam aplikacje AirVisual – pokazywała optymalne warunki czystości powietrza. Tymczasem piekło mnie w gardle, a oczy łzawiły…
Rano nie odczuwaliśmy już swądu z pogorzeliska, ale akcja gaszenia, w którą zaangażowane było 40 wozów strażackich nadal trwała od prawie 12 godzin, a toksyczne związki unosiły się w powietrzu, choć już bezwonnie.
Jadąc dziś samochodem usłyszałam o kolejnych pożarach składowisk śmieci w Polsce i o potrzebie regulacji przepisów ich dotyczących. Zapaliła mi się czerwona lampka! Zaczęłam drążyć temat, tym bardziej, że w wiadomościach o pożarze na Mokotowie podane było, że pożar wybuchł samoczynnie ze względu na wysoką temperaturę w ciągu dnia. Swoją drogą nie bardzo w to wierzyłam. Dzień przed pożarem był ciepły, ale nie upalny. Poza tym sortownia, w dobie przeróżnych najnowocześniejszych technologii, powinna mieć rozwiązania, które zabezpieczają ją przed pożarami. Chyba, że ma nadmiar śmieci, których nie może odpowiednio przechowywać i przetworzyć… I tu jest właśnie rozwiązanie pożarowej zagadki.
W ciągu 40 dni pięciokrotnie płonęły w Polsce składowiska z odpadami. We wszystkich pożarach z dymem poszły odpady trudne lub niemożliwe do przetworzenia i drogie w składowaniu. Dla mnie wygląda to jak plaga pożarów wysypisk śmieci i nie da się tu wykluczyć celowych podpaleń. Tym bardziej, że spalone odpady przelicza się na zyski. Jak podaje money.pl 50 tyś. ton spalonych śmieci to 11 mln na czysto! Jak to możliwe?
Niewielu z Was pewnie wie, że Chiny nie tylko produkują dla więcej niż połowy świata, ale też do zeszłego roku przyjmowały do siebie trudno przetwarzalne odpady z połowy globu. Rok temu powiedzieli basta i zamknęli swój rynek dla odpadów przywożonych do nich m.in. ze Stanów Zjednoczonych i bogatych krajów europejskich. Tym samym odcięli się od dodatkowego źródła dochodu, bo za cenę 1 tona śmieci można dostać ok. 50 euro. Zrobili to jednak ze względu na ochronę swojego środowiska. Tymczasem bogate społeczeństwa zostały ze swoimi odpadami i brakiem odpowiedniej ilości własnych sortowni i przetwórni śmieci, za to z potrzebą i przepisami, które mają chronić ich środowiska. Co w takiej sytuacji zrobili? Poszukali nowych Chin!
Nowymi Chinami stała się m.in Polska, do której regularnie przyjeżdżają tony śmieci z Włoch, Szwajcarii, Niemiec i (sic!) Australii. Są to głównie trudno przetwarzalne odpady: folia, plastik z opakowań po jogurtach, maśle i margarynach, butelki po płynach do prania i płukania, czy po chemii gospodarczej. Plastik ten jest bardzo drogi i też często ze względu na jakość odpadu niemożliwy do recyklingu. Podobnie ma się rzecz z oponami. Spalenie tego typu śmieci jest rozwiązaniem dla sortowni, bo nie musi ich dalej magazynować, ani utylizować. I jest to legalna opcja. Istnieją specjalne spalarnie trudno przetwarzalnych odpadów. Robi się to też w cementowniach, ale są na to określone limity mocy przerobowych. I trzeba za to zapłacić. Tymczasem my mamy już nadwyżki śmieci nie tylko naszych, ale tych przywożonych z innych krajów. Nie da się ich wszystkich spalić w wyznaczonych do tego miejscach, tym bardziej, że przepisy określają czas składowania takich odpadów. W tym wypadku wywołanie pożaru i spalenie ich na miejscu razem z całą sortownią jest czystym zyskiem. Z popiołem nic już nie trzeba robić, a ogromna kasa za przyjęcie do sortowni odpadów zostaje w kieszeni.
W tej sytuacji mam prawie pewność, że proceder wywoływania pożarów, za których gaszenie płacimy z podatków, a do tego trucie nas toksycznym dymem, będzie nadal trwał. Chyba, że państwo weźmie się ostro za ten problem wprowadzając nowe, przejrzyste prawo regulujące ilość i jakość śmieci wwożonych do Polski. Poza tym zajmie się wspieraniem zakładów tzw. ostatecznego recyklingu, które z odpadów produkują nowe produkty, zamiast wspierać te, które ze śmieci robią kolejne śmieci nieco tylko przetworzone, ale nadal wymagające składowania.
Jest też ogromna potrzeba edukacji społeczeństw, które nie widzą ilości odpadów kupowanych razem z towarami przynoszonymi do domu. Pamiętam jak wstrząsnęła mną jedna z prezentacji pokazywana na konferencji „Gospodarka o obiegu zamkniętym” zorganizowanej przez Koalicję Reconomy. Pokazano tam ogromny wózek z zakupami z napisem – Ponad połowa z tego, co masz w koszyku jest śmieciem, który wyrzucisz za chwilę do kosza.
Przyznaje ja też jeszcze do niedawna nie widziałam skali tego problemu. Odkąd jednak wiem, że da się inaczej, że wystarczy pamiętać o zabraniu własnej torby na zakupy, a na miejscu w sklepie nie trzeba pakować każdego warzywa, czy pieczywa w foliówkę, bo można w papierowy worek, albo specjalne materiałowe woreczki, że można pić filtrowaną wodę z kranu, zamiast tachać zgrzewki z plastikową wodą w środku, wybrać jogurt w szkle zamiast w plastikowym opakowaniu. Da się też znaleźć inne produkty w szkle, tylko trzeba chcieć i mieć świadomość, że już teraz płacimy cenę za pakowanie wszystko w plastik i inne trudno przetwarzalne odpady. Wiem, że plastik jest łatwy w transporcie, że jest lekki, plastyczny itd. Znam argumenty plastikowego lobby. Ale znam też jego koniec – trudno przetwarzalny, sam w sobie rozkłada się latami. Zanim trafi do sortowni czy na wysypisko już szkodzi nam i planecie. Naukowcy biją na alarm, że drobinki mikroplastiku są już wszędzie, w każdym organizmie. Nie zbadane są jeszcze skutki zalegania tych drobinek plastiku w nas, w innych organizmach, czy glebie, ale trzeba uzmysłowić sobie, że plastik to pochodna ropy. Trzeba też popatrzeć co dzieje się w morzach i oceanach z odpadami, które nie trafiły tam, gdzie powinny. Z ich powodu giną całe ekosystemy; rośliny i zwierzęta morskie. Po Pacyfiku pływa wyspa śmieci większa niż Teksas. Mówi się, że do 2050 roku w zbiornikach wodnych na świecie będzie więcej plastiku niż ryb. Boję się co będzie dalej jeśli nie zmienimy swoich nawyków. Co zostanie z tej planety jeśli nie zaczniemy myśleć inaczej, zastanawiać się nad konsekwencjami swoich wyborów, a państwa nie zaczną wspierać mocniej i sukcesywniej tych rozwiązań i technologii, które już są! Wystarczy pójść na targi zero waste, żeby się o tym przekonać.
Wy też możecie pomóc swoimi codziennymi decyzjami zakupowymi! Jak mówią Amerykanie wasz portfel to siła, siła nabywcy. Jeśli przestaniemy kupować produkty pakowane w plastik, czy produkowane z plastiku, znikną z rynku, a wraz z nimi problem trudno przetwarzalnego odpadu. Dlatego proszę przekazujcie link do tego wpisu dalej. Nie chodzi o statystyki bloga, ale o świadomość problemu.
Taka prośba przy opcjach ekologicznych (choć powinno się mówić i pisać ochrona środowiska, bo ekologia o czym 90% eko nie wie, to zupełnie coś innego niż myślą) nie ma wysypisk śmieci tylko składowiska odpadów jeśli w całej reszcie tekstu jest powiedzmy czyli napiszmy merytorycznie i „naukowo” to wysypisko śmieci… o wysypisku śmieci można napisać jak znajdziesz takowe wysypisko w pobliskim lesie, gdzie ludzie wyrzucają swoje śmieci. A tak to zawsze jest składowisko odpadów.
PolubieniePolubienie
Dziękuje za przydatną uwagę! Będę miała ją na uwadze! Pozdrawiam serdecznie
PolubieniePolubienie
To fajnie 🙂 Bo warto edukować tych, którzy często najbardziej edukują ludzi 🙂 Na ten przykład tak na szybko ekologia to nauka o współistnieniu materii ożywionej i nieożywionej 🙂
PolubieniePolubienie