Czy to nasz ostatni sezon narciarSKI?

Rozkminiam ten temat bo kocham narty, a od kilku lat coraz częściej jeżdżę na sztucznym śniegu. Czułam podskórnie, że ma to swoje ciemne strony.

Zeszły rok był łaskawy w Tatrach. Spadło dużo śniegu i armatki stały bezczynne. Za to w Pekinie chodziły na pełnych obrotach by mogły odbywać się igrzyska. Czy ma to sens? Nie bardzo, bo jest to nie tylko energochłonne i wodochłonne, ale często wykorzystujące chemikalia do powolnego topienia. W efekcie mamy powierzchnię, którą uważa się za nieprzewidywalną i potencjalnie niebezpieczną ostrzegają naukowcy. Szacuje się, że na igrzyska w Pekinie wykorzystano ok. 222,8 miliona litrów wody w regionie, który już cierpi na niedostatek wody. Chiny oczywiście deklarowały, że do naśnieżania wykorzystały wyłącznie naturalne opady deszczu i wodę z recyklingu. Trudno uwierzyć zwłaszcza, że z opadami mamy od kilku lat duże problemy. A jeśli już przychodzą nawalne deszcze nie umiemy ich jeszcze efektywnie retencjonować.

Sezon narciarski w Alpach często ratowały lodowce, ale i z nimi mamy problem. Od kilku lat topnieją w zastraszającym tempie. Szacuje się, że do końca wieku pozostanie ich zaledwie kilkanaście procent.

Widziałam już takie numery jak przykrywanie lodowców czy pokrytych czapą śnieżną stoków specjalnymi płachtami pomagającymi utrzymać odpowiednią temperaturę. Obawiam się jednak, że nie da się tego zrobić na masową skalę bo wymaga to niezłej ekwilibrystyki.

Włochy, Austria i Szwajcaria inwestowały miliardy w rozwój sportów zimowych i niezbędnej infrastruktury. Dziś właśnie tam widać wyraźnie katastrofę klimatyczną. Na stokach w wielu częściach Alp widać trawę i błoto. W szwajcarskim kurorcie Adelboden 1 stycznia temperatury w ciągu dnia osiągnęły rekordowe 20 stopni.

W tej sytuacji właściciele stoków próbują ratować sytuację armatkami śnieżnymi. Jest to jednak kosztowny zabieg. Cena pokrycia stoku sięga nawet 30 tys. zł za pół metrową warstwę śniegu na kilometrowej trasie. W związku z tym cena karnetu to w 50% koszty naśnieżania tras. Jednak to nie my narciarze płacimy najwyższą cenę. Największe koszty sportów zimowych ponoszą mieszkańcy regionów narciarskich. Jeden sezon narciarski w Alpach zużywa tyle wody co duże miasto w przeciągu roku. Naraża to te obszary na suszę później, w okresie letnim. Produkując sztuczny śnieg, pogłębiamy również ocieplenie klimatu. Większość energii potrzebnej do jego produkcji wciąż pochodzi z zasobów nieodnawialnych, np. węgla.

Kryzys klimatyczny sprawia, że sporty zimowe, które zawsze były dość elitarne, stają się mega ekskluzywną rozrywką zarezerwowaną dla coraz mniej licznej grupy. Jednak ich koszty coraz częściej ponosić będziemy mu wszyscy.

Dodaj komentarz